Owidiusz pisał, że „Miłości nie da się wyleczyć ziołami“, ale zdecydowanie mogą one poprawić jakoś naszego życia. Dziś kolejne ziółko na tapecie.
Ashwagandha, czyli indyjski żeń-szeń, to jedna z roślin zaliczana do grupy adaptogenów, o których niedawno Wam wspominałem. Popularna jest przede wszystkim jako środek zwiększający tolerancję na stres, stabilizujący nastrój, poprawiający jakość snu i regulujący rytm dobowy. W medycynie ajurwedyjskiej znana jest już od tysięcy lat.
Jej zażywanie wpływa na:
- poprawę funkcjonowania mózgu,
- wzmocnienie zdolności pamięciowych,
- libido,
- zwiększenie odporności organizmu na stres,
- pracę wątroby i obniżenie cukru we krwi,
- ochronę komórek przed wolnymi rodnikami.
Wiele osób sięga po nią w okresach wzmożonego wysiłku umysłowego. Wykazano, że regularne spożycie ashwagandhy pomaga zwiększyć masę i siłę mięśni, a zawarte w ashwagandzie witanozydy wykazują działanie przeciwdepresyjne i pomagają zmniejszyć odczuwany lęk.
Jak zwykle wszystko polecam robić z głową i ewentualną suplementację skonsultować ze specjalistą. Warto też zwrócić uwagę na to, czy wybrany przez nas ekstrakt jest standaryzowany i czy nie zawiera długiej listy substancji dodatkowych.